Śmieszne te święta. Kto leniwy, a wie, że dziś obchodzimy Światowy Dzień Hamburgera, pewnie poleci do pierwszego lepszego fast fooda i wszama obrzydliwe buły niewiadomego pochodzenia wypełnione „mięsem” o równie niewiadomym składzie ze znikomą ilością warzyw, ale za to toną majonezu i keczupu i Bóg wie jakich jeszcze świństw tylko dlatego, że hamburgera w dniu jego święta trzeba zjeść. Dobrze, że my fast foody (jak mawia moja ciocia nie znająca angielskiego „paskudy” - bo podobnie brzmi) omijamy szerokim łukiem, a do hamburgerów nie ograniczamy się tylko do 1 razu w roku. Mąż robi najlepsze na świecie hamburgery. Śmiem twierdzić, że spośród wszystkich jego mistrzowskich dań, to jest wyjątkowo mistrzowskie, wręcz popisowe. Przygotujcie się: post będzie długi, bo tak bezbłędnego dania nie sposób ująć w dwóch zdaniach.
W naszych hamburgerach wszystko zaczyna się od bułki. Przecież to bułkę trzeba najpierw przygotować i upiec. Powiedzielibyście, że bułkę do hamburgerów (nawet taką specjalnie dedykowaną) można kupić gdziekolwiek. Ale po pierwsze nie wiesz, co jest w jej składzie, a jak przeczytasz na opakowaniu, to wolisz jednak nie wiedzieć. A jak kupisz w piekarni, to też nie wiesz, czy nie powstały czasem z mrożonego ciasta i ile w nich jest różnych niepotrzebnych świństw. Bułkę do hamburgerów zatem trzeba upiec samemu.
Kiedy już mamy bułki, reszta toczy się wokół mięsa. To też nie może być byle jakie. Musi zawierać 100% wołowiny i to tylko i wyłącznie wiadomego pochodzenia, zmielonej własnoręcznie, a dla nieposiadających maszyny do mielenia mięsa co najmniej na własnych oczach w porządnym sklepie mięsnym. Sam sobie wybierasz kawałek mięsa, który Ci się podoba i wiesz, że w Twoim kawałku nie ma konserwantów, regulatorów kwasowości, stabilizatorów czy nadmiernej ilości soli.
Do tego przypieczony na patelni plasterek boczku i cała masa warzyw: od oczywistej sałaty, pomidora i ogórka konserwowego, przez kiszoną w occie z chilli czerwoną cebulę, po mój ulubiony (i najbardziej kaloryczny) sos barbecue, przez którego następnego dnia muszę ćwiczyć na siłowni jeszcze intensywniej niż zwykle.
Zacznijmy od sosu. Potrzebujecie:
- 1 dużej cebuli pokrojonej w drobną kostkę
- 1 dużego ząbku czosnku, przeciśniętego przez praskę
- oliwy z oliwek lub oleju rzepakowy do zeszklenia cebuli, ok. 4 łyżki
- sosu worcestershire, ok. 4 łyżki
- papryki wędzonej w proszku, ok. 2 łyżki
- cukru trzcinowego lub brązowego, ok. 2 łyżki
- keczupu, ok. 8 łyżek
- octu winnego lub jabłkowego, ok. 3 łyżki
- soli i pieprzu do smaku
Cebulę trzeba zeszklić na oliwie i dodać cukier. Całość ma się skarmelizować. Następnie dodajecie resztę składników i doprowadzacie całość do takiej konsystencji, jaka Wam odpowiada. Nie trzymajcie się zbytnio podanych przez nas ilości - wszystko robimy automatycznie i „na oko”, zatem wypracujcie sobie własne proporcje.
Równolegle możecie ukisić czerwoną cebulę. Trzeba ją tylko pokroić w grubsze talarki, zalać octem winnym lub jabłkowym i wrzucić drobno posiekaną świeżą papryczkę chilli. Najlepiej zrobić to dzień wcześniej, ale my zawsze o tym zapominamy, a cebula i tak smakuje dobrze.
Kiedy bułki leżą już przygotowane, a sos bulgocze na patelni, zabieracie się za mięso. Formujecie każdemu dobrze znany kształt (my mamy specjalną prasę do hamburgerów) i mięcho leci na patelnię. Dokładnie 200 g na głowę, więc spory kawał mięcha i solidna dawka białka. Nie zapomnijcie włączyć piekarnika na 180 stopni. Mięsa nie przyprawiamy niczym, prócz odrobiny piwa. Nie dodajemy też żadnego tłuszczu - wystarczająca jego ilość wytopi się w trakcie. Po zbrązowieniu się obu stron możecie zaniechać dłuższego smażenia. Wołowinę można przecież jeść surową. Ja jednak - o ile surowy tatar mi w niczym nie przeszkadza - mięso w hamburgerze wolę mieć wysmażone. Jeśli uznacie, że mięso zadowoli Wasze podniebienie na takim etapie wysmażenia, jaki jest, przekładacie je na ruszt, kładziecie na każdym kawałku plasterek cheddara i dokładacie przekrojone w pół bułki. W piekarniku zrobią się chrupiące, a ser odrobinę się rozpłynie. Równie dobrze możecie zrezygnować z uruchamiania piekarnika, bo cheddar roztopi się na patelni. My jednak wkładamy mięso i bułki do piekarnika, żeby wszystko podawać ciepłe. Aha, na patelni, gdzie smażyło się mięso, wrzućcie teraz boczek. Niech się wytopi i podsuszy.
Po ok. 5 minutach następuje najlepszy etap w kolejności jak następuje:
talerz - spód bułki - sos barbecue - sałata - mięso z serem - plasterek chrupiącego bekonu - plaster pomidora - dwa plasterki ogórka ułożone na krzyż - parę talarków kiszonej cebuli - góra bułki posmarowana ponownie sosem barbecue.
- Całość warto spiąć długą wykałaczką, ponieważ hamburger nie zmieści się do buzi nawet posiadaczowi największego rozwarcia szczęk. Hamburgera przed dokonaniem pierwszego gryza należy „spłaszczyć” dłonią - wtedy z mięsa wypłyną najcenniejsze soki i wtopią się w bułkę. Jedząc takiego hamburgera każdy, ale to każdy, nawet najbardziej elegancka niewiasta na chwilę zamienia się w dzikie zwierzę, drapieżnika rozrywającego swoją ofiarę, pałaszującego swój obiad z szaleńczym wzrokiem, całego ubabranego z tego, co akurat wylatuje, a wylatuje dosłownie wszystko. No. To smacznego! 👌😀
Gwoli podsumowania, podaję listę zakupów, z którą udacie się do sklepu:
Specjalne podziękowania należą się współlokatorowi Aliemu, który w kuchni lizbońskiego mieszkania pokazał nam, jak robić prawdziwe burgery, i dzięki któremu goszczą one u nas tak często. Thanks a lot Ali! Have a nice National Burger Day!
Wygląda obłędnie i na sto procent tak smakuje :) :) kurcze, ja jeszcze nie robiłam domowych burgerów. :)
OdpowiedzUsuńooj, tak. Smakują rzeczywiście obłędnie;-) Polecam zrobić - są łatwe w wykonaniu ;-)
UsuńDomowe hamburgery są najlepsze, bo wiemy, co się w nich znajduje. Fast foody niestety są nadal popularne, choć takie rzeczy naprawdę można przygotować samemu. I to szybko
OdpowiedzUsuńZgadzam się! A frajda, która towarzyszy przygotowywaniom, jest najlepsza! ;-)
UsuńJejciu, jakie to pyszne, ogórek kiszony musi być :) Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńogóras to must have! :D
UsuńOmnomnom <3 uwielbiam :D
OdpowiedzUsuń#dominik
<3 <3
UsuńPiękny ten burger :) a robicie wersję bezmięsną?
OdpowiedzUsuńOczywiście! Robimy z kukurydzy, soczewicy, groszku, buraka... - wszystkie chwyty dozwolone (i pyszne)! ;-)
UsuńDomowe burgery są najlepsze. Teź robię je bardzo często, a to dlatego, że mój mąż przepada za fast-foodem. :-) Twój prezentuje się wspaniale. :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :-) domowy fast food nie jest taki zły i można sobie na niego pozwolić znacznie częściej ;-)
UsuńWyglada bardzo apetycznie, ale nie rozumiem o co chodzi z tym cheddarem, zwykly zolty ser nie moze byc?
OdpowiedzUsuńOczywiście, że będzie równie dobry, co cheddar. My używamy cheddara, ponieważ odpowiednio się topi i lubimy jego smak ;-)
UsuńPo pierwsze fuuuck :D Takie święta powinny tłustym drukiem w kalendarzu być zaznaczane! Po drugie taką bułę wciągnąłbym z zamkniętymi oczami jedną dziurką :D Mega wygląda
OdpowiedzUsuńDzięki! :-) Tak jest! Ale to powinno akurat nazywać się "Święto Domowego Hamburgera", żeby nikt nie pobiegł wszamać buły z MOMem w pierwszym lepszym fast foodzie :-)
UsuńPodoba mi się ten wpis
OdpowiedzUsuń