Jak pamiętacie z ostatniego wpisu, 1 trymestr ciąży upłynął w miarę łagodnie: obyło się bez bliższych spotkań z toaletą, w futryny drzwi się mieściłam i mieszczę do tej pory, a zatem wszystkie wyssane z palca opowieści w dalszym ciągu pozostają domeną komedii romantycznych 😊
Początek drugiego trymestru upłynął mi pod znakiem... trzykrotnego zapalenia pęcherza, i to nie byle jakiego, bo z krwią, bólem podbrzusza i w ogóle wszystkiego. Sikałam cały wieczór i pół nocy, po czym stwierdzałam, że nie będę przecież wstawała co dwie minuty z łóżka tylko po to, żeby z trudem „urodzić” dwie kropelki, więc drugą połowę nocy spędzałam na sedesie, z przymkniętymi oczami. Pomogły suplementy diety, 100% sok żurawinowy i zmiana płynu do higieny intymnej, bo o wypijaniu litrów wody nie ma co wspominać przy moim ogólnym wypijaniu nie litrów, a hektolitrów. A! I ratowała mnie woda jęczmienna, na którą przepis znalazłam na tym blogu - jestem o tym święcie przekonana: mówię Wam - 20 minut i ulga gwarantowana!
Nie uwierzycie, ale doświadczyłam także wizyty na izbie przyjęć z powodu bólu brzucha. Jak się okazało, była to... kolka jelitowa. Taka, która dotyka niemowlaczków. Znów pomogło leżenie, herbata z kopru włoskiego i dania najbardziej lekkostrawne z lekkostrawnych, którymi i tak się żywiłam.
W 17 tc zauważyłam u siebie tępy, ciągnący ból ulokowany w pachwinach. Na początku nie był ani częsty, ani mocny, ale z czasem zaczął się nie tylko nasilać, ale i towarzyszyć mi niemal codziennie przy zmianie pozycji. Zachodziłam wtedy w głowę, co będzie pod koniec ciąży, skoro brzuszek jeszcze nie był tak pokaźnych rozmiarów...
Zobaczcie zestawienie obserwacji z tygodni 14-17:
Nadszedł i 18 tydzień, i ach, co to był za tydzień! Oto bowiem, siedząc w pracy przed komputerem, poczułam jakieś dziwne poruszenie w brzuchu: bulgotanie? Pukanie? Trwało to to kilka minut i ustało. Pojawiło się za to kolejnego dnia, przybierając formę łaskotania, przesuwania się, znów trwało kilka minut i ustało. Tak, zaczęło się! Wreszcie nasz baby boy przestał być incognito i zaczął dyskretnie dawać o sobie znać. Próbując wytłumaczyć mężowi moje odczucia, obrazowałam moment, kiedy przemęczone mięśnie „skaczą”. Na pewno nie był to „trzepot skrzydeł motyla”, tak często opisywany przez dziewczyny na forach internetowych. Zaczęłam bacznie obserwować, kiedy owo pukanie vel bulgotanie się nasila i bez trudu stwierdziłam, że na pewno po jedzeniu, a już na pewno po zjedzeniu czegoś słodkiego. Brzuch przybierał też od czasu do czasu dziwną formę: wyrastała z niego jakby gula, zawsze po prawej stronie, powodując ciągnięcie skóry. Naiwna, a co gorsza przepełniona dumą myślałam, ze nasz mały, 18-tygodniowy batat wypina główkę lub pupkę...
Tak oto moja sielanka nie trwała długo, bo już w kolejnym tygodniu nietypowy ból brzucha z prawej strony zaniepokoił mnie na tyle, że odwiedziłam izbę przyjęć. Okazało się, że macica jest twarda (a nie może być w tym tygodniu), i doświadczam niczego innego, jak skurczów. Skurczów! W 19 tygodniu! Położono mnie więc w szpitalu i wypuszczono po 4 dniach z nakazem oszczędzania się. Diagnoza: poronienie zagrażające! Od tego momentu przeszłam też oficjalnie na L4, wcale się z tego faktu nie ciesząc, ale czując, że od pracy ważniejsze jest zdrowie. Pocieszyła nas za to wizyta na badaniach prenatalnych - okazało się, że nasz chłopak szybko rośnie i choć jeszcze mieści się w normach, to jednak w ich górnej granicy. Kto urodzi takiego wielkoluda? Na pewno nie ja!
Oto zestawienie obserwacji w tygodniach 18-22
Na zwolnieniu dni upływały spokojniej. Nie leżałam jednak całymi dniami brzuchem do góry, a rzuciłam się w wir innych zajęć. Zaczęłam też powoli zastanawiać się nad wyprawką, codziennie chodziłam na długie spacery, odwiedzałam też basen, ćwiczyłam z hantelkami na macie, by nie wypaść z formy. Samopoczucie dopisywało jak nigdy: tryskałam energią, czułam się świetnie, brzuszek ciągle się zaokrąglał, ale sporadyczne, nieregularne twardnienie ciągle nie ustępowało. Jak się później okazało, miało mi towarzyszyć już do ostatnich chwil w dwupaku, i to z coraz większą siłą. Comiesięczne wizyty jednak napawały mnie optymizmem: wyniki badań wychodziły świetnie, szyjka długa, twarda, zamknięta, dzidzia zdrowa i wręcz hiperaktywna. Nic tylko się cieszyć. Mały pokazał nam nawet swoje 5-cm stópki i pomachał do nas rączką 👋😅
Zobaczcie, jak upłynęły tygodnie 23-27:
Na kolejnej wizycie poznaliśmy następne części ciała: ucho i całkiem pokaźną.... nogę!
Mówi się, że drugi trymestr ciąży to najlepszy okres z wszystkich 9 miesięcy i ja się z tym zgadzam. Już nosisz ciążowe ciuchy, pokazując całemu światu swój brzuch, ale jeszcze czujesz się lekko i zwinnie. A jak u Was minął drugi trymestr? Dajcie znać!😉
Ze wzruszeniem patrzę na zdjęcia z USG :) Łezka sie w oku kręci :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNapracowałaś się 😁 konkretny wpis 😁 fajnie to robisz😁
OdpowiedzUsuńdziękuję! <3
UsuńŻyczyłabym wszystkim mamom, żeby tak przyjemniej upływał im drugi trymestr i w ogóle cała ciąża. Ja ze swoich pamiętam głównie "poranne" mdłości 24 godziny na dobę ;)
OdpowiedzUsuńtak, te "uroki" mnie ominęły, ale i ja łączę się z wszystkimi przyszłymi mamami doświadczającymi tych nieprzyjemności
UsuńDla mnie cała pierwsza ciąża to był jeden wielki koszmar, miałam wszystkie książkowe objawy :) Nie wspomnę już o moim biednym kręgosłupie i ilości nieprzespanych nocy. Mój mą kupił mi aż materac rehabilitacyjny, na ból kręgosłupa bo umierałam co noc. A teraz? Jestem w drugiej i nawet nie mam ochoty na ogórki :) Przebiega bezobjawowo!
OdpowiedzUsuńmega dużo fajnych pomysłów - polecam !
OdpowiedzUsuńSolidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane
OdpowiedzUsuńWartościowe informacje
OdpowiedzUsuń