piątek, 3 listopada 2017

#24 Czarna plama na ścianie, czyli o tym, jak zakamuflować telewizor


Przeklęte telewizory - pudełka, z których wydobywają się otępiające ludzkie umysły treści zazwyczaj nic nie wnoszące do życia. Czasem nawet i może wnoszące, ale ileż to cennego czasu pochłaniające! Mało kto jednak może się w dzisiejszych czasach poszczycić brakiem telewizora. I my, jak widać, go mamy, ale bez jakiejkolwiek anteny pełni funkcję wyłącznie monitora. Podłączamy doń komputer, czasem oglądając seriale, i na tym jego użytkowa funkcja się kończy. Funkcja estetyczna za to do pewnego czasu pozostawała wiele do życzenia.
Gallery wall, galeria ścienna, czy jak tam kto to zechce nazwać - ten, kto na to wpadł, był niemałym geniuszem. Nie mnie jedną wołają puste ściany, żałośnie prosząc o zapełnienie ich jakąś ciekawą dla oka zwartością. Nie jestem bynajmniej wielbicielką obwieszania każdej wolnej ściany obrazami, ale ta akurat ściana - ta, na której zawisnął telewizor, była tak nieszczęśliwa, że musiałam się zlitować. Ulitowałam się nawet nad tym nieszczęsnym czarnym pudełkiem, które wręcz błagało o towarzystwo. 


Nie było łatwo, o nie, nie! Już pal licho wymyślenie jakiejś spójnej koncepcji (bo przecież nie możemy powiesić sobie zupełnie przypadkowych ilustracji), ale sensowne rozplanowanie ramek to zadanie godne najlepszych logistyków, nie wspominając już o praktycznej części, czyli zamocowaniu ich na ścianie. Szkoły wieszania galerii ściennych w znakomitej większości polecają robocze rozmieszczanie obrazów na arkuszach szarego papieru albo obklejanie ścian taśmą malarską. Albo jestem na to zbyt głupia, albo zanadto niecierpliwa, a może i nie wierzę w moje ściany, z których na pewno farba odeszłaby razem z żółtą taśmą, ale poradziłam sobie nieco bardziej… nowocześnie. Posiłkowałam się marnymi umiejętnościami obsługi AutoCAD'a (to po to, żeby dokładnie odmierzyć sobie odpowiednie proporcje) i nieco lepszymi umiejętnościami podstawowej obsługi komputera, i za pomocą zrzutów ekranu poukładałam sobie wokół czarnej plamy telewizora ramki, które dopiero zamierzałam zakupić. Nie zrobiłam tego w odwrotnej kolejności, ponieważ wolałam zmarnować czas, a nie pieniądze. Klikałam zatem po witrynach sklepów, wybierając dokładnie te ramki, które pasowały mi wielkością i kolorystyką do tych, które już posiadałam. Obrałam sobie myśl przewodnią: styl nieco podróżniczy, trochę industrialny i vintage’owy i maksymalnie 3 barwy: biały, czarny i złoty. Rozmieszczałam ramki wokół wirtualnego telewizora, to usuwając, to dokładając, a gdy owo wirtualne dzieło zostało poukładane, pojechałam do sklepów i zakupiłam dokładnie te ramki, które przedtem „powiesiłam” na ścianie. 


No dobra, zakupiłam ramki (2x Ikea Ribba 23x23cm kolor czarny i biały, 2x Ikea Ribba 50x23cm kolor czarny i biały oraz obrazki Ikea Gemla), ale przecież nie miałam zamiaru wbijać miliona gwoździ (nie daj Boże wkrętów!) w ścianę z kilku powodów: po pierwsze na pewno by mi to nie wyszło, po drugie nie mam cierpliwości do matematycznych obliczeń i wyszukiwania środka ramki, a po trzecie byłam pewna, że i tak szybko zmienię koncepcję (i się nie pomyliłam). Zaopatrzyłam się więc w rzepy Command i ufając dwóm parom oczu (moim i męża), poprzyklejałam obrazy na ścianę. 


Długo jednak nie trwało to szczęście. Nie, nie dlatego, że rzepy okazały się do d**y (choć   do idealnych też im daleko, ale o tym za chwilę), lecz dlatego, że zachciało mi się zapełnić ścianę jeszcze wyżej i wykorzystać obrazy i zdjęcia, które już miałam, a były w moim mniemaniu mało wyeksponowane. Odpaliłam znany mi plik z wirtualnymi ramkami, trochę się pobawiłam, następnie rzepy w ruch i znów odklejanie, przeklejanie, przyklejanie... 


W międzyczasie okazało się jednak, że jedna z ramek odpadła, zmuszając mnie do ruszenia głową po raz kolejny. Dodałam więc kupione na pchlim targu stare okrągłe ramki i zalaminowane strony francuskiego czasopisma dla kobiet z 1907r., które umocowałam na wieszaku na spodnie. Swoją drogą cieszę się, że udało mi się wyeksponować wspomniane stronice czasopisma (które nota bene zakupiłam za śmieszne pieniądze na lizbońskim Feira da Ladra, czyli Targu Złodziei), bo prędzej były zupełnie niewidoczne, schowane    wewnątrz innego projektu DIY (o którym wkrótce). W ramkach wiszą teraz same ważne dla nas elementy: stare fotografie rodzinne, pamiątkowa ślubna ilustracja, wenecka maska oraz oryginalne portugalskie płytki. Ściana obecnie wygląda jak na zdjęciach poniżej, choć już zapowiada się przemieszczenie galerii na zupełnie inną ścianę 😀 



Teraz słowo o taśmach Command: polecam, choć standardowo jest „ale”. Jeden obraz odpadł ze ściany, rozbryzgując odłamki szkła po całej podłodze. Może i była to moja wina, bo: a) nie odtłuściłam odpowiednio ściany i ramki b) źle dopasowałam taśmę do ciężaru ramki c) używałam dwukrotnie jednej taśmy, a nie powinnam d) sama nie wiem co, ale pewnie coś zrobiłam źle. Zresztą nieważne czy źle, czy nie, ogólnie jestem zadowolona. Wszak odpadł tylko jeden obraz, a reszta trzyma się już dobre pół roku, nie musiałam dziurawić ściany milionem źle wbitych gwoździ, czy wkrętów, a poza tym gdyby ów obraz nie spadł, nie miałabym okazji do stworzenia nowej odsłony galerii. Minusem może być cena rzepów i fakt, że wcale nie usuwa się ich zupełnie „bezboleśnie” dla ścian, bo odchodzą z farbą przy mało delikatnym ściąganiu - a może to wina farby? Czy użyję znów? Tak, ale z uwagi na pojawienie się w niedługim czasie nowego członka rodziny w bardziej rozważny sposób, by zminimalizować ryzyko ponownego upadku szklanej ramki.





23 komentarze:

  1. Ciekawy pomysł na kamuflaż :) Chyba i ja wymyślę coś, by telewizor nie był na 'gołej' ścianie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. polecam, mnie tam zawsze bolą takie samotne i smutne telewizory :D

      Usuń
  2. co tu dużo mówić, moje klimaty ;D też mam taką galerię (generalnie już nie ma gdzie wieszać :P), ale ja jednak wierciłam - trochę boję się, że któraś z tych ramek mi spadnie, a gdyby to jeszcze było coś naprawdę dla mnie cennego to bym się autentycznie zaryczała ;P Więc pozostaję póki co przy gwoździach chociaż taśmy też najwyraźniej dają radę i przy lżejszych obrazkach może spróbuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, przy lżejszych nie ma problemu, choć gwoli aktualizacji tematu - nasze cięższe ramki też przymocowaliśmy już nieco bezpieczniej. Licho nie śpi ;-)

      Usuń
  3. Niezły patent. Nie będzie pasował do wystroju każdego mieszkania, ale w takim wypadku będzie z pewnością stanowił niezły punkt wyjścia do poszukiwań równie genialnego rozwiązania.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja się jednak nie zgodzę. Telewizor nie musi być ukryty, w końcu to czarny prostokąt bez żadnych zdobień - czy może być coś bardziej minimalistycznego? Dopóki jest nisko zawieszony (albo postawiony), dopóki my rządzimy nim a nie on nami (stając się piątym członkiem rodziny) to jest ok. A jeśli dla kogoś jest tylko pudełkiem nie wnoszącym treści, to rzeczywiście lepiej z niego zrezygnować i mieć problem z głowy. Ot, wolność wyboru.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zawsze mi się podobało ukrycie telewizora pomiędzy obrazami, ramkami :) Wygląda to naprawdę dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo dobrze wygląda taki ukryty telewizor, bardzo ladnie wtapia się w ścianę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo praktyczne porady. Jestem pod wrażeniem pomysłów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie. Zapraszam na IG - tam ściana z galerią znów doczekała się odmiany 🙈☺️

      Usuń
  8. dla mnie bomba ! nie wiedziałem że to takie proste

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny wpis! Super pomysł z takim kamuflażem telewizora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawy pomysł. Faktycznie ten kamuflaż pozwolił na ukrycie telewizora pośród ramek.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo kreatywne podejście do tematu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten wpis jest bardzo ciekawy

    OdpowiedzUsuń