wtorek, 4 grudnia 2018

#40 Liść wielozadaniowy, czyli mata do leżenia, spania i przytulania DIY


To będzie post o pewnym niezwykle wdzięcznym projekcie. Wymagał on bowiem ode mnie jedynie zakupienia materiałów, wycięcia kształtu liścia i przepikowania materiału, by przypominał blaszkę liściową. Nie wiem dlaczego, ale spodziewałam się, że spędzę nad nim szmat czasu, nie tylko na kombinowaniu, projektowaniu i konstruowaniu, ale też na szyciu i... pruciu. Tymczasem nic z tych rzeczy się nie wydarzyło; ot tak, usiadłam i uszyłam. Spodziewam się nawet, że gdyby nie 10-miesięczny urwis w domu, projekt skończyłabym w jeden wieczór, a w obecnych okolicznościach skończyłam w... dwa wieczory i pół dnia. 


Zacznijmy od początku, czyli od materiałów: jako że moja mata ma około 150 x 120 cm, zaopatrzyłam się w tkaniny o szerokości 130 cm (bo rolka ma długość 150 cm). Wybrałam muślin w odcieniu butelkowej zieleni na wierzchnią stronę oraz aksamit w nieco głębszym odcieniu zieleni na spód. Gwoli doprecyzowania dodam, że materiały posiadają atesty i są bezpieczne dla dzieci, co akurat dla mnie jest dość istotne. Skoro miałam już materiały, należało zakupić owatę, wkókninę, czy jak kto woli nazywać ten rodzaj wypełnienia. Wybrałam tę o gramaturze 100gr/m2 i uważam, że jest idealna: nie za gruba, ale i nie za cienka, nie za ciężka, ale i nie za lekka - nadaje się tak na matę podłogową, jak i na kołderkę (i w takich wersjach używamy aktualnie liścia). 



Projekt zaczęłam od przeglądu Internetów, sama nie wiedząc, jaki liść chciałabym zrobić: czy może modną aktualnie monsterę, czy też liść klonu, albo miłorzębu, ostatecznie jednak stanęło na bliżej niesprecyzowanym gatunku - wyszedł po prostu nie udziwniając "liść". Jak go skroiłam? O, tak, po prostu: wzięłam kredę krawiecką, namalowałam i wycięłam, no może stanęłam sobie na krześle przed ciachaniem nożyczkami, żeby z wysokości zerknąć, czy aby na pewno kształt przypomina liść. Upewniwszy się, że przypomina, wycięłam z obu tkanin ten sam kształt, a owatę cięłam z około 5-centymetrowym zapasem, dopasowawszy ją na samym końcu. I tutaj określenie "na samym końcu" należy doprecyzować, bo w pierwszym kroku zszyłam owatę i muślin ze sobą (w ten sposób z trzech warstw zrobiły mi się dwie), a dopiero po spięciu szpilkami obu materiałów, obcięłam nadmiar włókniny. Potem przystąpiłam do zszywania całości, zostawiając sobie około 15-centymetrową dziurę potrzebną na wywinięcie liścia na prawą stronę, zaszywając owy otwór ściegiem krytym. 



Oto nastąpił moment, który wydawał mi się najcięższy - pikowanie. Zupełnie niepotrzebnie główkowałam nad nieposiadaniem igły do pikowania - okazała się ona zbędna, bo w zupełności wystarczyła uniwersalna. Prucia uniknęłam chyba tylko dzięki własnej przezorności - każdorazowo przeszywając kolejną "blaszkę" liścia, unieruchamiałam materiał, spinając go szpilkami. Prędzej kredą krawiecką narysowałam sobie wstępny układ, wedle którego chciałam szyć. I w tym momencie mój post się kończy, ponieważ dobrnęliśmy do końca opisu szycia liścia. Nie podam tu na tacy wykroju, nie podam też innych wskazówek dla potencjalnych chętnych. Po prostu kupujcie materiały i szyjcie, bo projekt jest prosty jak...metr druta! 





Pamiętacie jeszcze wpis o babygym? Matę podejrzycie również tam! Zapraszam 😉





13 komentarzy: