piątek, 9 listopada 2018

#38 Wyprawka dla malucha - oczekiwania vs. rzeczywistość, moje wybory + lista do pobrania - cz.2 - kosmetyki


Wyprawka kosmetyczna dla noworodka to nie lada wyzwanie dla świadomej czyhających wszędzie szkodliwych substancji przyszłej mamy. Tak jak sama staram się używać tylko kosmetyków naturalnych, ekologicznych i certyfikowanych, to jeśli chodzi o świeżo urodzone maleństwo byłam jeszcze bardziej uważna i surowa w doborze.

Na szczęście całą robotę wykonała Sroka, a mnie zostało tylko przelecieć wzdłuż i wszerz jej bloga w poszukiwaniu odpowiednich kosmetyków. Zresztą już będąc w ciąży korzystałam z jej podpowiedzi kosmetycznych. A zadanie może i było łatwe, bo podane na tacy, ale ileż to się człowiek naczytał, ile nocek zarwał! Ale za to ile teraz wie! Dzięki Ci, o Sroko!

I tak, przebrnąwszy przez mnóstwo świetnych propozycji kosmetyków dla noworodka, podzieliłam listę zakupów na kosmetyki do kąpieli, pielęgnacyjne oraz na specjalne potrzeby, i według tego schematu Wam je pokażę.



Co się zatem tyczy preparatów niezbędnych do kąpieli, mój wybór padł na Alphanova Bebe - mam tu na myśli płyn do kąpieli (2) Kupiłam także Mleczko do mycia (1) na sucho tej samej marki. Oba produkty są superwydajne, mają pół litra pojemności, i - po 10 miesiącach stosowania - mam wyrobioną o nich opinię: są świetne. Płynu do kąpieli używam co prawda na zmianę z MomMe (3) - bo kiedyś była promocja na tę serię w Rossmannie - i fajne zarówno w mleczku, jak i w omawianym płynie są nie tylko ich naturalne składy i działanie (nie będę się o tym rozpisywać, bo zrobiła to Sroka), ale też to, że mają wygodną pompkę. Płyn, jak to płyn: wlewa się trochę do wanny i myje ciałko i głowę malucha (innych produktów specjalnie dedykowanych włosom dziecka nie używałam i nie używam, bo to nic innego jak dobry marketing). Więcej do skomentowania mam na temat mleczka, bo ma na prawdę wiele zastosowań. Można go wlać do wanienki, ale trzeba porządnie wymieszać, bo się robią oka jak w rosole - wtedy fajnie natłuszcza skórę bobasa. Nie używam go zresztą codziennie, bo moje dziecko nie ma póki co żadnych problemów ze skórą (tfu, tfu!) i nie widzę potrzeby traktowania zdrowej skóry emolientami. Stosuję, kiedy pupa syna jest odrobinę zaczerwieniona, czasem też jak maluszek miewał na rączkach suche placki, a może i to była moja fanaberia czy tam przewrażliwienie. 


Teraz, mając już niemowlaka, a nie noworodka, co się lubi upaćkać jedzeniem, mleczko fajnie zmywa buzię, zresztą nie tylko jego, a moją też. Nie ukrywam, że najbardziej sobie chwalę ten produkt, kiedy z łatwością zmywa… kupę. Taką, co się już trochę zasuszyła i przykleiła do pupy (dobra, nie brnę już dalej, ale każdy rodzic wie, o co chodzi). Ręce też fajnie nawilża, a i główkę dziecka z ciemieniuchą też. 

Słowo komentarza do wspomnianego MomMe: kupiłam, bo jak już pisałam, była w Rossmanie promocja na tę markę. Płyn do kąpieli ma równie świetne składniki, ale jest mniej wydajny, co ma moim zdaniem ścisły związek z brakiem pompki. 





Aktualnie skończył mi się i Alphanova i MomMe, więc w Rossmanie zakupiłam Hipp (4). Tani, a dobry - w każdym razie moja wyrocznia (Sroka) się nie miała do czego przyczepić w jego składzie, więc kupiłam. Nie ukrywam też, że teraz, kiedy syn nie jest już wątłym i delikatnym noworodkiem, a jego kąpiel polega na wylewaniu całej wody z wanienki, przestałam wariować, że skończył mi się płyn do kąpieli. Czasem umyję go szarym mydłem, ale wiecie: wyprawka dla noworodka musi być do-pra-co-wa-na, a dla pierwszego dziecka to już w ogóle! 😌


Do kąpieli wkraplam dosłownie 2 „spusty” olejku lawendowego od Motherlove (6) - pięknie pachnie, a jednocześnie zachowujemy aromatyczny „rytuał kąpielowy”. To ten sam olejek, o którym pisałam tutaj. Używam go zresztą zamiennie z olejkiem do masażu i kąpieli od Iossi (5) - bo też trafiłam na jakąś promocję cenową. Oba produkty bardzo sobie chwalę za naturalność, wielozadaniowość, obłędny lawendowy zapach i właściwości wyciszająco-odprężające (choć podejrzewam, że na moje dziecko wcale to nie działa, na mnie za to jak najbardziej). 


Bobas wypluskany i ułożony na przewijaku, opatulony super miękkim ręcznikiem. Co dalej? Powiedziałabym, że generalnie nie potrzebuje teraz niczego: żadnych tłustych mazideł, i to prawda. Nie rozumiem, czemu ludzie naoliwiają dzieci oliwkami jak łańcuch od roweru. Ja sama nie cierpię się kleić, ślizgać i czuć coś na skórze, nie oliwiłam też namiętnie dziecka. Poza tym wlewałam czasem do wanienki wspomnianego mleczka z Alphanovy i olejku, po których skóra bobasa jest ładnie natłuszczona. Zanim jednak jego delikatna skóra załapała, że teraz nie przebywa już w środowisku wodnym, a lądowym, całkiem mocno się łuszczyła, a w zasadzie… hmm, rolowała. Smarowałam wtedy moim kremem-musem, na którego przepis podawałam tutaj, ale też nie jakoś przesadnie.


A co z olejkiem do masażu (Shantala)? A no masujemy się, wtedy - a i owszem - dzieć jest tłusty, ale bez odpowiedniego poślizgu masaż jest mało przyjemny i średnio wykonalny. Używam tego samego olejku, o którym pisałam wyżej, czyli Iossi lub Motherlove, mam także olejek z pestek moreli, lniany i ze słodkich migdałów (teraz akurat z firmy Etja) - co mi prędzej wpadnie do ręki, z tego korzystam, w minimalnych zresztą ilościach.


Po co mi tyle olejków? Z kąpieli przechodzimy teraz do jakże powszechnej i nudnej czynności - przewijania. Nie używam chusteczek nawilżanych, wyjątkiem są wypady poza dom, gdzie w torbie mam Waterwipes, Dermę lub Babydream - analiza u Sroki, są też nowe Babydream-y, składem podobne do Waterwipes. A w domu stoi termos z ciepłą wodą i miseczka. Przemycie pupy polega na zamoczeniu suchego bawełnianego ręcznika (Dada lub Tami, na siuśki wystarcza zwykły mały płatek kosmetyczny) w wodzie z dodatkiem kilku kropel wspomnianego olejku lnianego, z pestek moreli lub ze słodkich migdałów - ot tak, żeby woda nie była tak „twarda”. Zasypek i pudrów nie stosuję, zdarzyło mi się oprószyć pupę i pachwiny mąką ziemniaczaną - fajna sprawa na lato, kiedy pojawia się zaczerwienienie. 


Przechodzimy do kwestii stricte pielęgnacyjnych, i znów mamy MomMe. Jako że syn był „zimowy”, bo urodzony w styczniu, używaliśmy Zimowego kremu do zadań specjalnych (7) oraz używamy kremu na każdą pogodę (8). Ten, co ma nazwę „zimowy”, wcale nie był używany tylko zimą, bo fajnie natłuszcza moje ręce i usta także teraz, latem i jesienią. Krem na każdą pogodę jest dość gęsty i ciężko się z nim „pracuje” ze względu na naturalny filtr, który powoduje, że krem jest gęsty i tłusty. Faktor UVA/UVB SPF25 jest super na jesień i wiosnę. Z MomMe mamy też Kojący krem na pupę (9) i po 9 miesiącach kupiłam dopiero drugą tubkę, a to z racji wydajności (jest gęsty, dlatego wystarczy odrobina) i… małego zapotrzebowania. Syn nie miewa „rasowych” odparzeń, a kremów z tlenkiem cynku nie nadużywamy niepotrzebnie. Kiedy widzę zaczerwienienie na pupie, stosuję mąkę ziemniaczaną (wsypuję garść do wanienki) lub zielony Linomag (10).


Jeszcze słowo o preparatach na ciemieniuchę, bo walczyliśmy z nią, ale nie jakoś szalenie. Używałam nierafinowanego oleju kokosowego, mojego musu lub preparatu Dermicin (11), ale nie ukrywam, że zamiast sprowadzać do aptek ten płyn (bo akurat u mnie nigdzie nie był dostępny), wolałam użyć wspomnianych wyżej, bo zawsze je miałam na miejscu. 






Uuuf, nareszcie kończę z kosmetykami i mogę przejść do akcesoriów. Szczotkę do włosów, grzebień, nożyczki do paznokci i termometr do kąpieli kupiłam jako zestaw z Beaby (12) i dokupiłam obcinacz tej samej marki (13) - bardzo sobie chwalę produkty tejże firmy. Nie ma za to końca moim ochom i achom na temat organizera również  marki Beaba (15).Trzymam tam wszystko: od kosmetyków i przyborów do kąpieli, po tabletki i suplementy dziecka i inne akcesoria: gaziki jałowe (myliśmy nimi buzię - dziąsła, język i policzki już od pierwszego dnia życia, poza tym były potrzebne do pielęgnacji pępka), sól fizjologiczną do przemywania oczu czy noska - aha, do noska mamy też spray z Rossmana (14) lub inną wodę morską, patyczki do uszu, Octenisept… no wszystko, co związane z dzieckiem. Stoi sobie ten przybornik na komodzie z przewijakiem (o meblach w innym poście) i ilekroć gdzieś wyjeżdżamy, chwytam za uchwyty organizera i biorę go w ciemno (no, dodaję może garść pieluszek), bo wiem, że jest tam wszystko, czego potrzebuję do pielęgnacji dziecka w domu i na wyjazdach.



Myślę, że na organizerze mogę zakończyć post o kosmetykach dla noworodka. Sama uważam, że ograniczyłam się do absolutnego minimum przy kompletowaniu wyprawki kosmetycznej, a teraz, po 10 miesiącach stwierdzam nawet, że miałam wszystkiego za dużo lub mogłam kupić tańsze, a równie dobre kosmetyki (mam na myśli Alphanovę, którą spokojnie mogłam zastąpić preparatami Babydream lub Hipp, co nie zmienia faktu, że pokochałam to oliwkowe mleczko). A co Wy myślicie? Co stosujecie lub stosowaliście? Co się sprawdziło, a co nie?

A tym, którzy nie dotarli do poprzedniego posta, przypominam, że do pobrania jest lista kontrolna rzeczy potrzebnych noworodkowi, o tutaj:


9 komentarzy: